Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

2014 - garsc podsumowan

Z gory przepraszam, ze dzisiejszy post jest pisany bez polskich znakow i generalnie moze zawierac bledy, ale jak mogliscie dowiedziec sie z wczesniejszych postow, jestem wlasnie poza Polska i nie korzystam ze swojego komputera ;) Korzystam za to w pelni z urokow prawdziwej, finskiej zimy i zachwycajacego piekna tego kraju. Jestem tu dopiero drugi raz, a juz czuje sie jak w domu. Jak gabka chlone tutejsza kulture, zwyczaje i osluchuje sie z tym trudnym, ale jakze pieknym jezykiem. Najwazniejsze jednak jest to, ze moge sie tym wszystkim zachwycac razem z najblizsza memu sercu osoba, ktora kocham kazdego dnia coraz bardziej i wiem, ze moje uczucie jest odwzajemnione. Dzis ostatni dzien roku. Data, ktora sama w sobie jakos podswiadomie sklania do rozmyslan i podsumowan. Jaki byl dla mnie 2014? Zgodnie z planem, lepszy od 2013. Lepszy patrzac glownie na moje studia i proces usamodzielniania sie ;) Rok baardzo bogaty w doswiadczenia oraz poznawanie i pokonywanie wlasnych slabosci. Pierwsz

Szampon Urea, ISANA Med

Dzisiaj kolejna recenzja kosmetyku do włosów. Szampon Urea poznałam końcem stycznia 2014, kiedy to postanowiłam świadomie zacząć dbać o włosy. Skuszona niską ceną i pozytywnymi opiniami, wrzuciłam butelkę szamponu do koszyka. Jak się sprawdził?

Święta, Święta...

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, chociaż pogoda za oknem bardziej zbliżona jest do Wielkanocy. W domu coraz intensywniej pachnie Świętami, a ja jestem podwójnie zabiegana, bo oprócz typowych przygotowań, w tym roku przed Wigilią chcę ogarnąć wszystkie sprawy uczelniane z uwagi na mój wyjazd do Finlandii. Jak znam życie, od 24go czas zacznie biec jak szalony i nie będzie już kiedy zrobić prania, prasowania, pakowania walizki itd. Tym sposobem biegam wszędzie i ze wszystkim, ale jak na razie nie przewiduję żadnych poślizgów ;) Stresuję się podróżą, bo tym razem czeka mnie kilka przesiadek - pierwsze jadę z domu do Krakowa, z Krakowa do Warszawy, z Warszawy do Helsinek, a stamtąd już ze Skarbem do jego rodziców (skąd parę dni później pojedziemy do jego mieszkania w Tampere). Ogólnie podróż zajmie cały dzień. Pierwszy raz będę jechać Polskim Busem, mam nadzieję, że jest pewniejszy niż pociąg. Podobnie, pierwszy raz w życiu będę na Okęciu. Całkiem sama. Do tej pory poznałam lot

Garnier Fructis Goodbye Damage

Doszłam do wniosku, że w moim małym (jak na razie) spisie recenzji kosmetycznych, wyraźnie brakuje opinii o produktach do włosów. A szkoda, bo odkąd zaczęłam bardziej troszczyć się o ich kondycję, wypróbowałam naprawdę sporo produktów i byłoby kiepsko gdybym przemilczała ich istnienie, chociażby dla samej siebie. Warto wiedzieć co się u mnie sprawdziło, a co powinnam omijać szerokim łukiem. Tym sposobem dzisiaj mam dla was recenzję odżywki wzmacniającej włosy z serii Goodbye Damage firmy Garnier Fructis. Można powiedzieć, że odżywka weszła na rynek z hukiem - zaczęło się od Wielkiego Testu na wizaz.pl, w którym 3000 forumowiczek miało szansę przetestować 100ml tajemniczego produktu znajdującego się w opakowaniu z opisem składników i sposobu użycia. Ja właśnie byłam jedną z tych 'testerek' i w ciemno wypróbowałam kosmetyk. Co o nim myślę?

Między pomiędzy gdzieś - małe podsumowania 2014.

Przeżyłam tydzień codziennych dojazdów na uczelnię. Jakoś daję radę, ale łatwo nie jest. Nie od dziś wiadomo, że należę do osób, które wybitnie nie lubią marnować czasu. A takie codziennie podróżowanie busem tam i z powrotem to niesamowite marnotrawienie czasu, pieniędzy i energii. Już pominę ryzyko, bo niektórzy kierowcy tak jeżdżą, że serce ma się w gardle przez całą podróż. I co z tego, że zaplanuję sobie czytanie książki przez ten czas, kiedy warunki na to nie pozwalają, bo jadę na uczelnię jak za oknem jest jeszcze ciemno, a wracam już po zmierzchu? 2x w tygodniu wstaję o 5 rano, na uczelni jestem już przed 8, a wszystko po to żeby zdążyć na zajęcia, które zaczynają się o 9:45. Może moja urocza miejscowość nie jest położona daleko od Krakowa, ale niestety połączenia z miastem są, delikatnie mówiąc, kiepskie. Pocieszam się myślą, że koniec semestru coraz bliżej, ciągle szukam też jakiegoś kąta w Krakowie i wierzę, że wszystko ułoży się po mojej myśli. Tymczasem nadszedł grudzi

listopadowa cisza

Zaskakujące jak życie może zmienić się na przestrzeni kilku dni. Człowiek żyje sobie z dnia na dzień, bardziej lub mniej spokojnie, planuje i nagle wszystkie te plany biorą w łeb. Jeżeli dokładnie śledzicie mój blog wiecie, że do tej pory kursowałam między domem rodzinnym, gdzie w weekendy daję korepetycje, a Krakowem, gdzie w tygodniu studiuję. Od początku studiów mieszkałam u starszej pani na stancji, co dziwiło 95% osób, z którymi podczas rozmów były poruszane kwestie mieszkaniowe. Sytuacja budziła niemałą ciekawość jak takie życie wygląda, "przecież w takim układzie wolno mi mniej niż mieszkając z rodzicami". Pytania o ewentualne konflikty pokoleń, dogadywanie się i wzajemną tolerancję powtarzały się przy każdej wzmiance o mieszkaniu. Odpowiedź pozostawała ta sama: mieszkało się razem wspaniale. Osobne pokoje, domowa, ciepła atmosfera, odpowiedni stopień prywatności, "nieinwazyjne" zachowanie obu stron, układ wręcz idealny. To w sumie było całkiem zrozumiałe, g

Sposób na brwi - RefectoCil

Zawsze uważałam, że brwi i oczy są bardzo ważnym elementem twarzy. To właśnie one, skuteczniej niż słowa, potrafią przekazać innym nasze emocje i uczucia. Ile razy słyszymy, że ktoś ma iskierki w oczach lub że komuś "dobrze z oczu patrzy". O ile samego wyrazu naszego spojrzenia nie da się zmienić, pokombinować możemy jedynie z ogólnym wyglądem oczu i użyć różnych trików makijażowych, żeby np. optycznie powiększyć oczy, nadać im wyraz lub, jak niektórzy trafnie określają - CHARAKTER. Charakter można też wyrazić za pomocą brwi i na tym chcę się dziś skupić.

Posturodzinowo

Przedwczoraj świętowałam swoje urodziny. OK, w tym przypadku "świętowałam" to zdecydowanie za dużo powiedziane, biorąc pod uwagę fakt, że to był czwartek, a czwartek to dla mnie najbardziej morderczy dzień tygodnia. Dlaczego? Dlatego, że przez zajęciowe combo siedzę w instytucie od rana do 18 bez przerwy. No ale nie o tym miało być. Pamiętam ten dzień z poprzedniego roku. Było smutno, niepewnie i samotnie. W tym roku zupełnie inaczej - może też dzięki zabieganiu na uczelni właśnie ;) A wszystko zaczęło się od "gróźb" śpiewania Happy Birthday na seminarium :D Tak, zdecydowanie było cieplej, radośniej i jakoś tak bardziej rodzinnie niż rok temu. Dzień był wypełniony śmiechem, ściskaniem, życzeniami i szczęściem, zarówno na uczelni jak i w domu. Była też pewna romantyczna niespodzianka od Skarba, który baardzo mile mnie zaskoczył :) Kolejny raz :) Teraz biję się w klatę i żałuję, że ośmieliłam się myśleć, że zapomniał...  Jak już wcześniej napisałam, nie było żadne

Pollena Ostrzeszów, Biały Jeleń, hipoalergiczny płyn micelarny

Płyn micelarny firma Biały Jeleń wprowadziła na rynek stosunkowo niedawno, a z tego co widzę już zyskał sobie wielu zwolenników. Zresztą nie bez powodu ;) Sama szczęśliwie nabyłam we wrześniu swoją buteleczkę i jestem z tego zakupu baaardzo zadowolona. Z myślą o mojej nadwrażliwej cerze, chcę używać jak najmniej kosmetyków do twarzy - w związku z czym wszelkie mleczka i toniki do demakijażu staram się zastąpić płynem micelarnym. Niestety, większość z nich jest dla mnie za silna. Do Białego Jelenia przekonały mnie inne kosmetyki tej firmy, z jakimi miałam do tej pory do czynienia: mydła, szampony, itp. Jako że byłam zadowolona z ich działania, a zobaczyłam, że w ofercie pojawił się płyn micelarny właśnie do skóry wrażliwej, na dodatek przebadany w kierunku atopii, postanowiłam dać mu szansę. I to była bardzo dobra decyzja!

Maska nawilżająca Alterra Granat&Aloes

Dzisiaj będzie bardzo pachnąco, naturalnie i... sentymentalnie. Maska Alterra Granat&Aloes to pierwsza maska, którą kupiłam kiedy zaczęłam bardziej interesować się pielęgnacją włosów. Często się zdarza, że na początku tzw. włosomaniactwa trafia się na wiele kosmetyków, które na naszych włosach się nie sprawdzą. Jak było w moim przypadku?

Physiogel, czyli pogotowie ratunkowe dla mojej wrażliwej skóry

Już nie pierwszy raz wspominam o swojej nadwrażliwej, alergicznej cerze. Odkąd pamiętam, skóra na mojej twarzy wiecznie sprawiała problemy. Będąc nastolatką poznałam paru dermatologów, jednak na "swoją" panią doktor trafiłam dopiero na studiach. Trafiłam i od razu ją wystraszyłam, bo wcześniej zdążyłam doprowadzić swoją twarz do takiego stanu, że wyglądałam jak ofiara wypadku. Skóra na twarzy wyglądała jak poparzona. I zresztą była. Czerwone, bolące plamy, na co dzień ukrywane pod makijażem, który skutecznie pogarszał ich stan. Oczywiście, to nie było tak, że zignorowałam podrażnienie i łudziłam się, że samo przejdzie. Wszystko stało się nagle. Nagle po zimie moja cera zaczęła wariować, więc zaczęłam gorączkowo szukać dobrego dermatologa w okolicy. Po wcześniejszych przygodach z lekarzami z przychodni, których praktyki nie przynosiły żadnych efektów, zdecydowałam, że umówię się na prywatną wizytę. Myślałam, że tym sposobem będzie też szybciej, ale myliłam się - na dr T. tak

Utrzymać tempo

Korzystając z przerwy na kawę i serial postanowiłam dać tu znak życia. Ostatnie dwa tygodnie zajęć na uczelni były ciężkie, mamy coraz więcej projektów i zadań do wykonania, czas chyba też jakoś zwiększył prędkość i sama nie wiem kiedy te dni uciekają. Jako że studia są teraz dla mnie priorytetem, zaniedbałam trochę treningi, ale już niedługo wszystko w tej kwestii nadrobię ;) Mam też do dodania kilka recenzji kosmetyków na blog i pomysły na posty. Poza tymi drobnymi zaniedbaniami, staram się jakoś utrzymać tempo, ogarniać wszystko co uczelniane, korkowe i powoli też przygotowywać do grudniowego wyjazdu na północ. Myślę o wszystkim na przód, może trochę za bardzo i może przeginam, co uświadomił mi nagły wybuch śmiechu brata, kiedy go zapytałam kiedy zamierza wracać do Krakowa po Bożym Narodzeniu... Dni pędzą jak szalone, pojawia się coraz więcej spraw, o których muszę pamiętać i których absolutnie nie mogę zawalić. Szaleństwo, ale mam nadzieję, że sytuacja się uspokoi jak tylko uporam

AA Help Cera Atopowa i olej z wiesiołka

Od kilku dni źle się dzieje ze skórą na mojej twarzy. Jak niedawno wspominałam, drastyczne pogorszenie jej stanu nastąpiło po gwałtownym spadku temperatury na zewnątrz. Od tego czasu skóra na brodzie jest niesamowicie sucha i podrażniona. Maseczka z zielonej glinki i oleju kokosowego trochę pomogła, ale stwierdziłam, że potrzebuję jeszcze jakiegoś ratunku. Od jakiegoś czasu planowałam przetestowanie kremu półtłustego AA do cery atopowej. Chciałam kupić go na okres jesienno-zimowy, kiedy temperatury będą już bardzo niskie, ale buntująca się skóra skłoniła mnie do zakupu kremu trochę wcześniej. Jak się sprawdził?

Domowe SPA dla włosów, ciała... i duszy

Korzystając z weekendu postanowiłam się trochę porozpieszczać. OK, raczej sytuacja mnie do tego zmusiła. Przez ostatnie zmiany temperatur i nagłe ochłodzenie, skóra na twarzy znowu zaczęła się buntować. Podrażnienie, zaczerwienienie i okropne, schodzące suche płaty na brodzie. Postanowiłam szybko zareagować i pomóc sobie maseczką domowej roboty z zielonej glinki, odrobiny wody mineralnej i (jako że nie mam już oleju arganowego) oleju kokosowego. Maskę nałożyłam na całą twarz i zostawiłam na ok. 20 minut, po czym delikatnie zmyłam letnią wodą. Rezultat był widoczny od razu, skóra została wspaniale odżywiona i nawilżona, podrażnienie złagodzone, zaczerwienienie trochę zbladło i nawet skóra przestała się sypać. Po zmyciu maseczki posmarowałam twarz kremem Cetaphil, żeby utrzymać odżywienie. Po tym 'pierwszym etapie SPA' zrobiłam trening, który musiałam zawiesić po pierwszych dwóch dniach, kiedy dopadły mnie koszmarne zakwasy. Najwyraźniej ciało za bardzo przyzwyczaiło się do słod

Matowe paznokcie, czyli polowania drogeryjne

Dzisiaj będzie trochę o kosmetykach. Od jakiegoś czasu szukałam matowego lakieru do paznokci, jednak, jako że większe doświadczenie mam z malowaniem ścian niż paznokci, ciężko mi było odróżnić takie lakiery na półkach drogeryjnych. Serio, kiedy zapytałam kogoś z obsługi o takie lakiery, okazało się, że były porozrzucane po całej szafie z kosmetykami i nie były nawet opisane, że są matowe. Na szczęście po kilku dniach wróciłam i okazało się, że chyba jakaś dostawa była, bo lakiery miały wydzielone osobne półeczki i były ładnie opisane. Było też ich znacznie więcej, co bardzo mnie ucieszyło. Zdecydowałam się na głęboki fiolet od Wibo, a na dodatek kupiłam jeszcze bezbarwny Top Coat od Lovely. Tutaj muszę zaznaczyć, że nie jestem maniaczką malowania paznokci i absolutnie nie dbam o to, by mieć całą kolekcję lakierów z najwyższej półki. Podejście to wzięło się z mojego przekonania, że jeżeli coś zmywam po kilku dniach, nie warto przepłacać. Wolę zainwestować w odpowiednią pielęgnację włos

Rewolucje październikowe, czyli samodoskonalę się!

Dzisiaj stwierdziłam, że 21szy dzień października to dobra data na małe zmiany. Tak po prostu. Jako że od 3 tygodni udaje mi się utrzymywać dobre tempo na uczelni, postanowiłam spróbować podobnej systematyczności w tzw. życiu pozauczelnianym. Tym sposobem w mojej lodówce zagościło zdrowe jadło (koniec z zupkami chińskimi, konserwami i czekoladkami na deser!), zapomniane kosmetyki wróciły do łask, podobnie jak (uwaga, uwaga!) treningi! Jeżeli chodzi o jedzenie, to nie było tak, że cały czas zajadałam się zupkami instant i konserwami. Po prostu są 2-3 smaki, które faktycznie lubię, a w niektóre dni, kiedy wracam padnięta z zajęć przed 19, trzeba szybko ogarnąć się na zajęcia następnego dnia, wziąć prysznic i coś zjeść, a do tego tak zorganizować czas, żeby pogadać chociaż pół godzinki ze Skarbem, zdrowe jedzenie schodzi na dalszy plan i wtedy sięgam po tego typu śmieci. Koniec z tym. Kanapki, jajecznica, owoce - wszystko lepsze od proszków! Z czekolady natomiast nie zrezygnuję - tutaj p

Cisza przed burzą

I znowu Kraków, tym razem deszczowy. Już miałam przewietrzyć głowę i iść na spacer, ale zaczęło padać, więc zostałam w mieszkaniu. I nie żałuję, zrobiłam porządki w szafkach, odkurzyłam i teraz relaksuję się przy Ice Latte. Taka mała chwila relaksu przed zakuwaniem słówek ;) A uzbierało się tego, oj uzbierało. Przykładowo: jeden przedmiot, 6 godzin w tygodniu, 3 podręczniki, z których tygodniowo wychodzi kilkanaście stron ćwiczeń do zrobienia. I przy okazji podobna ilość nowych słówek i zwrotów do ogarnięcia. Podkreślam, że to tylko jeden przedmiot, a jest ich kilka ;) Cisną jak nie wiem, ale lepsze to niż wykładowcy, którzy opierniczają się cały semestr, a potem pytania na egzamin biorą z... kosmosu. Październik jak na razie mija mi całkiem intensywnie, biegam między uczelnią, mieszkaniem, a domem. W międzyczasie załatwiam ksera, biblioteki i inne atrakcje. Tylko wieczory są spokojne, kiedy jestem już po prysznicu i wiem, że niedługo będziemy rozmawiać ze Skarbem. Może oszalałam, ale

Do przodu :)

Minął pierwszy 'prawdziwy' tydzień zajęć. Powoli pojawia się coraz więcej projektów, zadań, notatek, kserówek i nauki. Łatwo nie będzie, ale cały czas się pilnuję i staram się nie narobić sobie zaległości. Wczoraj przyjechałam do zacisza domowego i spokojnie sobie pracuję. Ogarniam notatki, potem zadania domowe i powtórki. Dobrze, że w tym tygodniu udało mi się popchnąć magisterkę do przodu i mam już temat. Promotorowi bardzo się spodobał i był nawet zadowolony, że tak szybko ktoś zaczął myśleć nad pracą. Teraz trzeba zacząć gromadzić materiały, co trochę potrwa. Ale spokojnie, tutaj już wrzucam na luz, mam czas do końca semestru, czyli do końca stycznia. Wybór tematu to pierwszy i naprawdę duży krok do przodu, potem wystarczy złapać wiatr w żagle i... do przodu :) Haha, tylko żeby to faktycznie było tak łatwo jak się mówi. Trochę boję się tej naszej polsko-brytyjskiej współpracy, ale w głębi duszy mam nadzieję, że będzie dobrze. Miałam dwóch promotorów do wyboru i jak na razi

Radosne kopy

Uff..! Dzisiaj niby wolny dzień, ale jakże produktywny! Nadgoniłam trochę materiału, pobiegałam po mieście, uzupełniłam braki zakupowe (z czego bardzo cieszą się też moje włosy, bo trochę się na mnie gniewały za brak odżywki d/s), wykonałam kilka telefonów, w tym jeden do bardzo miłej pani z PKP i najważniejsze... kupiłam bilety na samolot, w grudniu zobaczymy się ze Skarbem! Boże, jak się cieszę! Przylecę i to jeszcze w dzień tak ważny dla nas! Ogromny kamień spadł mi z serca kiedy już dokonałam zakupu. W zeszłym roku to Skarb po Świętach był w Polsce i spędziliśmy wspólnie Sylwestra, w tym roku już nie potrafię sobie wyobrazić witania Nowego Roku bez buziaka noworocznego od mojego mężczyzny ;) O rany, ile wykrzykników w tym poście, ile pozytywnych emocji! Od razu życie wydaje się lekkie, a zajęcia na uczelni szczęśliwą przygodą pełną przemiłych wrażeń :D I faktycznie, dostałam dziś megakopa do działania, z rozpędu chyba nawet wybrałam temat pracy magisterskiej, chociaż tutaj wrzuc

Pierwszy (ty)dzień zajęć

I jestem. Studentka na wakacjach zniknęła z tytułu bloga, zamiast niej pojawiła się pogoń za szczęściem. Pogoń powoli rozkręcała się od kilku ostatnich miesięcy, a na dobre ruszyła 1go października. Jak na razie jest trochę swojsko i trochę obco jednocześnie. Niby te same mury, ale jednak jest coś innego. Nowi ludzie, znajomi, a w grupie same dziewczyny. Nie chcę się uprzedzać lub zostać źle zrozumiana, ale mam nadzieję, że przez to liczne damskie grono nie ucierpi nasza organizacja. W LO miałam w klasie 28 dziewczyn i 3 chłopaków, więc z doświadczenia wiem, że jeżeli w grupie liczebnie przeważa tzw. płeć piękna, bardzo często pojawia się nieoczekiwany problem gdy trzeba się jakoś zorganizować. Tutaj też zauważyłam, że nikt jakoś szczególnie nie pała entuzjazmem, nawet jeżeli chodzi o najprostsze rzeczy: wspólne kserowanie, integracja w grupie na portalu społecznościowym czy założenie grupowego maila. Póki co panuje zasada 'każdy sobie rzepkę skrobie', którą powolutku, drobnym

Here I am... Back again.

Kraków. Miasto, za którym nie da się nie tęsknić. Znowu tutaj jestem, znowu pełna zapału i nadziei na lepsze jutro. Ojoj, jak to patetycznie zabrzmiało. Dzisiaj po południu rozpoczęcie. Idę, może dowiem się czegoś nowego, na przykład harmonogramu zajęć. Tak, harmonogramu jeszcze nie znamy. Jednak dzisiaj jestem optymistycznie nastawiona do świata i ludzi, i liczę na to, że podadzą nam rozkład zajęć chociaż na najbliższe 2 dni :D No dobra, zapowiadają, że podadzą nam harmonogram, więc śmiem twierdzić, że będzie to CAŁOŚĆ. Jak będzie naprawdę - zobaczymy. Narzekam sobie trochę na sytuację, bo dopóki dokładny rozkład zajęć nie jest znany, inne sprawy stoją. Na przykład moje korki. Nijak nie mogę się umówić z uczniami, bo zwyczajnie nie wiem kiedy dam radę. Chociaż i tak jestem w komfortowej sytuacji, bo nie muszę przy tym dogadywać się z pracodawcą, sama sobie ustalam grafik.  A tak z innej beczki. Pokoik mam genialny. Wczoraj wieczorem przyjechałam z wybranymi przedstawicielami rodzin

Na walizkach

I znowu się pakuję. Jutro po południu czeka mnie przeprowadzka do Krakowa. Już się zastanawiam czego zapomnę :D Jakoś tak boję się nadchodzących miesięcy i nowego roku akademickiego. Niby wszystko zależy ode mnie, dopiero zaczynam, ale kurczę... Boję się. I zwyczajnie jestem zmęczona. Nie będę owijać w bawełnę, ostatni rok był dla mnie bardzo ciężki i moja pewność siebie, już i tak niewielka, została poważnie nadszarpnięta. Jestem wypompowana, ale w głębi duszy mam nadzieję, że jak tylko wpadnę w wir zajęć, energia sama mnie znajdzie. Oczywiście, mam na myśli tylko pozytywną energię ;) Cały czas powtarzam sobie, że będzie dobrze, więc może w końcu w to uwierzę. W kubku parzy się melisa, w głośnikach Mela Koteluk, a ja czekam na Skarba. Poskajpujemy, a później wezmę gorącą kąpiel. Przynajmniej pójdę do łóżka ze świadomością, że zrobiłam wszystko co możliwe, żeby się zrelaksować. Chociaż dzisiaj powinno pójść łatwiej, w końcu wstałam o 6 rano z zamiarem wyprawy do dziekanatu. Co z tego,

Rekrutacja zakończona!

Po raz kolejny historia się powtarza. Przede mną kawa, a ja cicho stukam w klawiaturę. Jednak coś się zmieniło od niedzieli, kiedy ostatni raz tutaj pisałam. Temat przewijał się już wcześniej między postami, ale jakoś nie chciałam zdradzać szczegółów. Poza tym, jestem chyba jakimś pechowym człowiekiem, bo nawet prosty proces rekrutacji w moim przypadku nie może przebiegać tak jak należy i zawsze po drodze musi pojawić się masa nieoczekiwanych problemów, o których może niedługo napiszę coś więcej. Teraz jednak mogę już odetchnąć i oficjalnie powiedzieć: zostałam przyjęta na studia magisterskie! W trybie stacjonarnym! Od października ponownie będę mieszkać w Krakowie i zgłębiać wiedzę w zakresie filologii angielskiej! Zapowiada się naprawdę ciężka harówka, ale jak najbardziej warta swojej ceny. Uspokoiłam się. Kiedy poznałam wyniki rekrutacji, poczułam się dokładnie tak jak w chwili kiedy dostałam się do wymarzonego LO, a później na studia I stopnia. Poczułam spokój, ulgę i zarazem pode

Samobójstwo fantastyczne

Przede mną stoi kubek z muminkami po brzegi wypełniony kawą. Po lewej piętrzą się słowniki i materiały do nauki fińskiego. Po prawej słowniki do angielskiego. To tak w celu zmotywowania się do skończenia zaległego tłumaczenia, które wisi nade mną jak.. nie wiem co. Jakoś nie jestem ostatnio w nastroju na nic. Wyniki rekrutacji na II stopień studiów coraz bliżej, przez co nie dam rady na niczym się skupić. Rytm dnia też mam totalnie rozstrojony, zasypiam ok. 2 nad ranem, wstaję o 10. I nieważne jak wcześnie chodzę spać, przez parę godzin muszę przewracać się z boku na bok. Za dużo stresu, za dużo myśli w rozczochranej. A w ciągu dnia zdycham. Moje wielkie postanowienie porzucenia kawy odeszło w zapomnienie. Chociaż muszę przyznać, że jakiś czas temu udało mi się przestać pić ten aromatyczny, wręcz życiodajny, płyn na dobrych kilka miesięcy. Niestety, z radością wróciłam do tego jakże przyjemnego nałogu. Wszystkie sprawy powoli idą do przodu. Studia, fiński, lekcje, tłumaczenia - wszy

Panie pedagożki i ich belferskie rywalizacje

I stało się. Z naszej nie-takiej-świętej trójcy, czyli A. K. i mnie, tylko ja jeszcze nie jestem mężatką. Ba, nie jestem nawet zaręczona, ale przecież nikt nie umiera, oboje ze Skarbem mamy czas, a poza tym nie o naszym stanie cywilnym dzisiaj ma być. Jako że z K. kiedyś razem studiowałyśmy, z okazji jej ślubu i wcześniejszego wieczorku panieńskiego "odnowiły się" moje dawne znajomości z dziewczynami z "naszego" roku. Moja przygoda z pedagogiką wczesnoszkolną zakończyła się dosyć szybko, zresztą już wtedy traktowałam to jako "okres przejściowy" zanim mogłam studiować swój wymarzony kierunek. Na pedagogice jakoś ciężko mi było z kimkolwiek stworzyć względnie silną więź, która utrzymałaby się po moim odejściu. W związku z tym przez ostatnie lata nie utrzymywałam zażyłego kontaktu z dziewczynami i utkwiły one w mojej pamięci takie jakie były na początku swoich studiów - radosne, pełne pasji, pozytywnej energii i szczerej życzliwości. Pierwsze spotkanie po dł

Podróż do Finlandii | part IV - podsumowanie

Dzisiaj zanosi się na podsumowanie relacji z sierpniowego wyjazdu do kraju mojego Skarba. Jednak zanim to nastąpi, mam jeszcze do opisania nasz pobyt w Hämeenlinnie. W sobotę po południu wyjechaliśmy z Tampere, jednak ze względu na kilka postojów po drodze, do Hämeenlinny dotarliśmy dopiero ok. 20. Akurat tego dnia krewni Skarba z Helsinek przyjechali do jego rodziców ze względu na urodziny jego mamy, które były kilka dni wcześniej. Podobno bardzo chcieli się też z nami zobaczyć, ale przyjechaliśmy późno i już się z nimi minęliśmy. Trochę żałowaliśmy, ale kiedy później byliśmy w Polsce, zadzwoniliśmy do nich na Skype i chwilę rozmawialiśmy, więc nic straconego - tak czy siak nas zobaczyli ;)  Kiedy podjechaliśmy pod dom, mama Skarba siedziała w ogrodzie, a koło niej kręcił się miniaturowy czarny niedźwiadek, czyli pies K. rasy Lapinkoira (pies lapoński). Psy lapońskie są średniej wielkości, mają długie i niesamowicie grube futro (w końcu pochodzą w Laponii, a muszą jakoś przetrwać s

Podróż do Finlandii | part III relacji-dokumentacji

Dzisiaj będzie trochę długo, więc żeby już nie przedłużać, zaczynam. Oto kolejna część - trzecia - relacji z moich fińskich wojaży. W niedzielę, póki Skarb miał jeszcze wolne od pracy, popłynęliśmy na jedną z pobliskich wysp, Viikinsaari. I tutaj muszę pewnie w skrócie wyjaśnić o co chodzi. Tampere to naprawdę piękne miasto przemysłowe, położone między dwoma dużymi jeziorami: Näsijärvi, które otacza miasto od północy i Pyhäjärvi, oblewające Tampere od południa. Viikinsaari leży na Pyhäjärvi i można się tam dostać stateczkiem odpływającym z samego centrum miasta. Poniżej wrzucam kilka zdjęć ;) Żeby powiększyć wystarczy w nie kliknąć. Jeszcze przed wypłynięciem, most Laukonsilta pod którym potem płynęliśmy. Jakoś spodobał nam się nowatorski design :D O ile mnie pamięć nie myli, Viikinsaari to ta wyspa na środku I poniżej fragment panoramy miasta :) Podróż na Viikinsaari trwa ok. 20 minut, na wyspie można coś zjeść, pójść na spacer piękną trasą, jest boisko, pl