Przejdź do głównej zawartości

Matowe paznokcie, czyli polowania drogeryjne

Dzisiaj będzie trochę o kosmetykach. Od jakiegoś czasu szukałam matowego lakieru do paznokci, jednak, jako że większe doświadczenie mam z malowaniem ścian niż paznokci, ciężko mi było odróżnić takie lakiery na półkach drogeryjnych. Serio, kiedy zapytałam kogoś z obsługi o takie lakiery, okazało się, że były porozrzucane po całej szafie z kosmetykami i nie były nawet opisane, że są matowe. Na szczęście po kilku dniach wróciłam i okazało się, że chyba jakaś dostawa była, bo lakiery miały wydzielone osobne półeczki i były ładnie opisane. Było też ich znacznie więcej, co bardzo mnie ucieszyło. Zdecydowałam się na głęboki fiolet od Wibo, a na dodatek kupiłam jeszcze bezbarwny Top Coat od Lovely. Tutaj muszę zaznaczyć, że nie jestem maniaczką malowania paznokci i absolutnie nie dbam o to, by mieć całą kolekcję lakierów z najwyższej półki. Podejście to wzięło się z mojego przekonania, że jeżeli coś zmywam po kilku dniach, nie warto przepłacać. Wolę zainwestować w odpowiednią pielęgnację włosów, której efekty są nieporównywalnie lepsze (i zdrowsze) od najpiękniejszego manicure. Poniżej mała dokumentacja najnowszych zdobyczy:


Tak, wiem, dokumentacja także tego, że faktycznie większe doświadczenie mam z malowaniem ścian :D
Jeżeli chodzi o "fioletowe Wibo", maluje się całkiem przyjemnie. Dwie warstwy wystarczą, żeby wydobyć kolor. W celu ożywienia tego fioletu, dodałam też normalny, błyszczący lakier malinowy Mariza. Na koniec wszystkie paznokcie pomalowałam bezbarwnym Top Coat z Lovely, dzięki czemu kolor stał się jeszcze bardziej matowy. W ogóle topem jestem zachwycona, błyskawicznie wysycha i wygładza paznokcie. Oprócz tego, mogę pomalować paznokcie na dowolny kolor 'zwykłym' lakierem, który po nałożeniu topu będzie matowy. Wg mnie, to o wiele lepsza opcja od dublowania kolorów tylko dla efektu matu. Opakowania i pędzelki też są wygodne, nie za chude, nie za grube, dokładnie takie jak lubię. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to szybkie "ścieranie się" matu na samych końcówkach paznokci. Ale to przecież drobny szczegół ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Hawajskie mydełko

Tak, tak, zamierzałam pisać tu codziennie, jednak nie przewidziałam problemów z internetem. Zresztą, problemy z internetem mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć - weźmy na przykład taką sytuację; Spokojne, ciepłe popołudnie. Do domu przyjechał mój Brat z kumplem opowiedzieć o ich podróży na Hawaje, z której dzień wcześniej wrócili. Pokazują zdjęcia, Brat jeszcze chciał skorzystać na swoim laptopie z internetu, więc podałam mu hasło do sieci, wszystko pięknie i cudownie. Kilka godzin później pojechali, ja zrobiłam sobie lekką kolację i zasiadłam przed komputerem, żeby przejrzeć fora, zrobić trening i szybko biec pod prysznic, bo ze Skarbem byliśmy umówieni na Skype. A tu cios w samo serce - nie można ustanowić połączenia. Połączenie niezaufane. Sprawdź datę i godzinę w celach bezpieczeństwa. JA NIEZAUFANA?! Komunikat kazał czekać kilka godzin. Poczekałam dwie. Dwie to przecież parę godzin, a od pary niedaleko do kilku. Zadzwoniłam do operatora, miły pan obiecał szyb