Przejdź do głównej zawartości

Nasze pierwsze wspólne wakacje | Kraków i Warszawa

Przedwczoraj mój Skarb, po ponad 3 tygodniach spędzonych w Polsce, wrócił do Finlandii. Rozstaliśmy się w samo południe na lotnisku przy bramkach, gdzie każde ze ściśniętym sercem musiało ruszyć w przeciwnym kierunku. Dzień przed jego wylotem obiecałam sobie, że po powrocie z lotniska rzucę się w wir pracy, jednak cały dzień byłam tak przytłoczona, że większość czasu spędziłam na płakaniu w poduszkę.

U Skarba taki nastrój aktywował się dopiero dziś, kiedy emocje opadły, wrócił od rodziców i po spotkaniu z przyjaciółmi został sam. Zwykle właśnie tak to wygląda, że wszystko dociera do niego z jedno- lub dwudniowym opóźnieniem, kiedy mi powoli zaczyna się polepszać. W sumie to dobrze, bo po dwóch dniach mój głos przestaje się łamać kiedy tylko myślę o naszym wspólnie spędzonym czasie, więc mogę go wspierać i sprawić, by poczuł się choć odrobinę lepiej.

No dobra, dosyć smutków, nadszedł czas na małe podsumowanie naszych pierwszych wakacyjnych wojaży ;) Co prawda, żyjąc w tak specyficznym, polsko-fińskim związku na odległość już nie raz zdarzyło się, że byliśmy sami, ale do tej pory zatrzymywaliśmy się w swoich domach. Teraz po raz pierwszy oboje mieliśmy znaleźć się na neutralnym gruncie. Wyruszyliśmy 26go lipca do Krakowa, gdzie zatrzymaliśmy się w hotelu niedaleko Dworca Głównego. Tylko na jedną noc, wszystko dlatego, że woleliśmy być na miejscu, żeby zdążyć na poranny Polski Bus do Warszawy. 
Do Krakowa przyjechaliśmy wczesnym popołudniem. Zaraz po zameldowaniu się w hotelu i szybkim odświeżeniu wyszliśmy na spacer z poczuciem, że nie musieliśmy biegać z zegarkiem w ręku, żeby zdążyć na wieczorny bus do mojego domu pod Krakowem. Skarb od dawna marzył o tym, żeby nacieszyć się Krakowem także wieczorem i w końcu nadarzyła się taka okazja :) Zrobiliśmy sobie dłuuugi spacer, po którym wstąpiliśmy na pyszne pierogi. Później wypiliśmy złocisty płyn na rynku, tym samym odhaczając kolejny punkt na naszej to-do liście w Krakowie. Następnie wstąpiliśmy do "naszej" kawiarenki na Grodzkiej, gdzie chodzimy praktycznie zawsze kiedy jesteśmy w Krakowie. Stamtąd powoli ruszyliśmy do hotelu, trochę okrężną drogą, bo chcieliśmy jeszcze nacieszyć się miastem. Pod hotelem zrobiliśmy małe plażowe i spożywcze zakupy z myślą o naszych dalszych wycieczkach :)
W poniedziałek po południu przyjechaliśmy do Warszawy. Zatrzymaliśmy się w dosyć osobliwym "hostelu". Osobliwym, bo pokoje i studia są rozrzucone po Warszawie, a z właścicielami trzeba umawiać się dokładnie na odbiór kluczy i omówienie szczegółów. Trochę się stresowaliśmy jak to będzie, ale bardzo nam się podobało. Dostaliśmy małą kawalerkę na 15-tym piętrze, jakieś 7 minut spacerkiem od Pałacu Kultury. Bardzo dobra lokalizacja i dużo prywatności bardzo nam odpowiadało.
Po przyjeździe poszliśmy na obiad do restauracji polecanej na tripadvisor, skąd wybraliśmy się do Pałacu Kultury i Nauki "zobaczyć stolicę" ;) Niebo było trochę zachmurzone, ale nie marudziliśmy, bo wiedzieliśmy, że mamy mało czasu na cieszenie się miastem. 
Widok z XXX piętra PKiN :)
Tego budynku chyba nikomu nie muszę przedstawiać :)
Drugiego dnia postanowiliśmy skorzystać z Free Walking Tour Warsaw - zabawa polega na tym, że w określonym miejscu i czasie zbiera się grupka osób i przewodnik, jak sama nazwa wskazuje - za darmo, oprowadza je po mieście. OK, obowiązkowej kwoty nie ma, ale na końcu przewodnik wyciąga sakiewkę i chętni mogą coś tam wrzucić. I ludzie z reguły wrzucają, bo przewodnicy są świetni i naprawdę odwalają kawał dobrej roboty. My poszliśmy na taką wycieczkę po Starym Mieście i okolicach i bardzo nam się podobało. Gorąco wszystkim polecam takie wycieczki tematyczne, bo prowadzone są w bardzo sympatyczny, wyluzowany sposób, a wiele można się dowiedzieć. Skorzystać można w każdym większym mieście, nie tylko w Polsce :)
My, jako że zwiedzaliśmy Warszawę, usłyszeliśmy kilka żartobliwych uwag o Krakowie - nie były one przesadzone, ale potem przeczytaliśmy na tripadvisor, że niektórym turystom z innych grup to nie do końca odpowiadało. No cóż, widocznie nie zrozumieli żartu ani luźnej idei FWT.  W każdym razie ja, jedyna osoba z Polski w grupie (oprócz przewodnika), na dodatek przez 9 miesięcy w roku mieszkająca w Krakowie właśnie, w żaden sposób nie poczułam się urażona tymi przytykami ;) Zdecydowana większość ludzi poleca takie wycieczki, a teraz do tego grona chętnie dołączyliśmy ze Skarbem :)
Po pysznym śniadanku i przed Free Walking Tour



Stare Miasto

Syrenka warszawska, PODOBNO lepsza od krakowskiego smoka wawelskiego, który pożerał dziewice ;D

Warszawski barbakan, PODOBNO też lepszy od krakowskiego - bo większy ;)

Dom, w którym urodziła się Maria Skłodowska-Curie






Po zwiedzaniu z przewodnikiem stwierdziliśmy, że jeszcze nam mało i po obiedzie w poleconym przez przewodnika mlecznym barze (tak, nie myślcie sobie, że jedliśmy tylko i wyłącznie w restauracjach ;) zrobiliśmy jeszcze rundkę po Starym Mieście aż na Powązki, gdzie trochę pobłądziliśmy. Chcieliśmy dostać się na Cmentarz Żydowski, ale wylądowaliśmy gdzie indziej. O ile w ogóle można tak powiedzieć, oboje byliśmy pod wrażeniem cmentarza. Jedna rzecz nas nieco zniesmaczyła - na Powązkach organizowane są wycieczki z przewodnikiem. Natknęliśmy się na grupkę emerytów z panią z mikrofonem, która od grobu do grobu oprowadzała ich po miejscach spoczynku Zasłużonych. Nie wiem jak Wy do tego podchodzicie, ale nam po prostu szczęki opadły. Skarb nie rozumiał i może to lepiej, ale ja na własne uszy słyszałam teksty w stylu "Tak, tak, tą panią wszyscy znacie - diwa polskiej sceny" i okrzyki zachwytu "Jaki piękny pomnik!". No serio. Nie wiem, ch.olera, jakoś dziwnie się czuję gdy o tym myślę. Rozumiem, że Powązki to dosyć specyficzne miejsce, ale na litość Boską, oprócz wartości eee... muzealnej(?), to przede wszystkim miejsce zadumy, gdzie spoczywa wielu ludzi i, nie patrząc na to czego dokonali w swoim życiu, należy im się spokój i szacunek, którego raczej nie okazuje się płacąc za oprowadzenie i wysłuchanie historyjek. Kurczę, zupełnie to do mnie nie przemawia.



Powązki
Pawiak


Widok z naszej kawalerki <3
Uff, kiedy wróciliśmy do kawalerki nogi właziły nam tam gdzie się zaczynają. Z ciekawości podliczyliśmy na google maps ile kilometrów mniej-więcej nabiliśmy na liczniki tego dnia. Wyszło ok. 20 :D Na samo wspomnienie łydki zaczynają mnie boleć! Nazajutrz wyjeżdżaliśmy do Gdańska, więc stwierdziliśmy, że mogliśmy sobie pozwolić na taki spacerek, bo kolejnego dnia wrzucimy na luz - na czym skończyło się to planowanie opiszę następnym razem! Pozdrawiam Was ciepło!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Hawajskie mydełko

Tak, tak, zamierzałam pisać tu codziennie, jednak nie przewidziałam problemów z internetem. Zresztą, problemy z internetem mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć - weźmy na przykład taką sytuację; Spokojne, ciepłe popołudnie. Do domu przyjechał mój Brat z kumplem opowiedzieć o ich podróży na Hawaje, z której dzień wcześniej wrócili. Pokazują zdjęcia, Brat jeszcze chciał skorzystać na swoim laptopie z internetu, więc podałam mu hasło do sieci, wszystko pięknie i cudownie. Kilka godzin później pojechali, ja zrobiłam sobie lekką kolację i zasiadłam przed komputerem, żeby przejrzeć fora, zrobić trening i szybko biec pod prysznic, bo ze Skarbem byliśmy umówieni na Skype. A tu cios w samo serce - nie można ustanowić połączenia. Połączenie niezaufane. Sprawdź datę i godzinę w celach bezpieczeństwa. JA NIEZAUFANA?! Komunikat kazał czekać kilka godzin. Poczekałam dwie. Dwie to przecież parę godzin, a od pary niedaleko do kilku. Zadzwoniłam do operatora, miły pan obiecał szyb