Przejdź do głównej zawartości

Vatika | Wzbogacony olej kokosowy do włosów

Dziś przychodzę do Was z recenzją oleju kokosowego Vatika, produktu chyba dobrze znanego każdej włosomaniaczce. Oprócz oleju kokosowego w składzie znajdziemy ekstrakty z henny, amli oraz cytryny, a także 6 ziół ajurwedyjskich. Brzmi dobrze, ale czy to wystarczy by olej spisał się dobrze na włosach? Zapraszam do lektury!

Pierwszą buteleczkę oleju kupiłam parę lat temu, na początku swojego włosomaniactwa. Skuszona pozytywnymi recenzjami na temat dobrodziejstwa oleju kokosowego postanowiłam nabyć butelkę o pojemności 150ml. Dostępna jest także wersja większa, 300ml. Jak widać na zdjęciu, produkt zamknięty jest w jasnozielonej plastikowej butelce zamykaną na owalną zakrętkę. Na etykietce znajdziemy wszelkie potrzebne informacje, tj. skład, sposób użycia, zapewnienia producenta względem oczekiwanych efektów na włosach oraz informacje o najważniejszych elementach składowych oleju.
Co obiecuje producent?
 Skład:

Jak olej sprawdził się u mnie?
Co prawda producent jasno zachęca do nakładania oleju na noc i zmycie dopiero rano, jednak początkowo byłam do tego pomysłu sceptycznie nastawiona. Bałam się o pościel, przeolejowanie, czy też przetłuszczenie włosów i.. po prostu, nie mam zwyczaju porannego mycia włosów. Tym sposobem olej nakładałam kilka godzin przed wieczornym myciem. Efekt był zadowalający, włosy pięknie pachniały i widocznie poprawiła się ich kondycja, ale rano gdzieniegdzie wystawały niesforne babyhair, co psuło ogólny efekt. W związku z tym pewnego dnia postanowiłam "zaryzykować" i zrobić wszystko jak należy, tzn. nałożyć olej na noc i... zobaczyć co się stanie ;) Przyznaję, trochę mi to zajęło, szczególnie ze względu na to, że nie suszę włosów suszarką i po umyciu musiałam czekać dobre 2-3 godziny, a w nocy spać na poduszce zawiniętej w ręcznik, jednak myślę, że warto było się poświęcić ;) Dopiero po takim zabiegu zobaczyłam możliwości zawartości tej niepozornej buteleczki! Włosy zmieniły się w lśniącą, mięsistą taflę pachnącą kokosem. Tutaj chyba muszę zaznaczyć, że uwielbiam zapach i smak orzechów kokosowych, więc... sami rozumiecie ;) Jak wspominałam, pierwszą buteleczkę oleju kokosowego Vatika kupiłam zaraz po tym jak zaczęłam interesować się pielęgnacją włosów i przyznam bez bicia, że to jedyny olej kokosowy, który od tego czasu wypróbowałam. Jest tani, wydajny, buteleczkę wygodnie się obsługuje, a na dodatek świetnie działa, czegóż chcieć więcej? Dodam jeszcze, że jakoś zawsze kupuję te mniejsze buteleczki o pojemności 150ml. Wiadomo, że olej kokosowy normalnie jest w postaci stałej i dopiero podgrzany zmienia się w ciecz i uważam, że przy buteleczce 150ml idzie to szybko i sprawnie. Co istotne, butelka wyposażona jest w przezroczystą osłonkę, dzięki której doskonale panujemy nad ilością wylewanego olejku. Zwykle żeby zmienić postać oleju, gorącą wodę nalewałam do 0,5l garnuszka i do niego wkładałam buteleczkę - tutaj ważna uwaga - lepiej nie wkładać butelki zakrętką do góry! Przysięgam, nie wiem co mnie podkusiło, ale na początku tak zrobiłam, przez co straciłam część tego cuda, a potem cała butelka była tłusta. Uczcie się na moich głupich błędach ;) W lecie jeśli mogę to korzystam ze słońca i po prostu zostawiam buteleczkę na jakiś czas na parapecie/balkonie. Jeśli jest odpowiednio ciepło to po kilku minutach już mogę nakładać olej. I naprawdę, wypróbujcie patent z nałożeniem oleju na noc. Koczek ślimaczek, ręcznik na poduchę i dacie radę, a efekt po umyciu włosów będzie zniewalający!

Podsumowując:
Opakowanie: 4,5/5
Zapach: 5/5
Konsystencja: 5/5
Wydajność: 5/5
Działanie: 5/5
Dostępność: 3/5 (Internet, w Krakowie na pewno dostępny w Drogerii Pigment)
Cena: dokładnej nie pamiętam, kilkanaście złotych/150ml

Na koniec przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz odnośnie olejowania włosów, na którą warto zwrócić uwagę: mianowicie, na jakie włosy nakładamy olej, suche czy wilgotne. Zawsze nakładałam na wilgotne, raz tylko mi się nie chciało moczyć włosów i dostałam za swoje. Akurat wtedy nakładałam inny olejek niż Vatika (był to Babydream z Rossmanna) i po umyciu głowy nie mogłam rozpoznać włosów: okropnie się puszyły i zupełnie nie mogłam nad nimi zapanować! A myślałam, że to czy włosy są suche, czy wilgotne nie ma znaczenia - kolejny błąd. Pewnie są osoby, które mogą nakładać olejki na suche włosy i nic się nie dzieje, no ale u mnei tak to nie działa ;) A może to zależy od olejku? Wie ktoś coś na ten temat? Zachęcam do podzielenia się Waszymi doświadczeniami w komentarzach, bardzo jestem ciekawa czy olejujecie włosy, jak to robicie i co sprawdza się u Was najlepiej.
Zachęcam też do śledzenia moich kont na
i
gdzie na bieżąco informuję o swoich zakupach kosmetycznych (i nie tylko) oraz innych wydarzeniach z życia i chętnie porozmawiam z Wami na wszelkie możliwe tematy ;)
Tyle na dzisiaj, trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w kolejnym poście! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.